– Raduje me serce takie powitanie, lordzie Agelmar.Robert Jordan “Oko Świata”, tłum. Katarzyna Karłowska, Zysk-ska, Warszawa 1994
– Daleka droga dzieli cię od stedding, Ogirze, lecz za to przynosisz zaszczyt Fal Dara. Wieczna chwała Budowniczym. Kiserai ti Wansho hei.Robert Jordan “Oko Świata”, tłum. Katarzyna Karłowska, Zysk-ska, Warszawa 1994
W związku z rozwijającą się, nową serią wydawnictwa Tor “Reading the Wheel of Time”, omawiającą „Oko Świata”, wydaje się, że nadszedł czas, by odświeżyć sobie jak Stara Mowa działa w Randlandzie. Jeśli nie czytałeś jeszcze Koła Czasu, poniżej znajdują się spoilery. Może idź przeczytać książki! Ten tekst dalej będzie tutaj za rok (dla jasności: jest tu drobny spoiler do tomu dziewiątego, duży z siódmego i kluczowe spoilery z trzech pierwszych książek).
Przypomnienie nie zajmie długo, ponieważ Dawna Mowa jest zaskakująco prosta. Oto jak opisuje ją Robert Jordan „Istniejące słowa są wzorowane na wielu innych. Używałem tureckiego, arabskiego, rosyjskiego, chińskiego, japońskiego. I dla dodania smaczku czegoś znajomego, trochę gaelickiego. Ponieważ języki fantasy zawsze zawierają w sobie gaelic. Tak to po prosto działa. Jednak, z premedytacją skomplikowałem gramatykę i strukturę” Jaśniej o gramatyce? Okej. „Gramatyka i składnia są mieszanką angielskiego, niemieckiego i chińskiego z naleciałościami grupy języków afrykańskich, o których czytałem tak dawno temu, że zapomniałem wszystkiego, poza dziwactwami struktury”
Dochodzimy do punktu, w którym powinniście się zorientować, że sobie z was zakpiłem. Dawna Mowa nie jest prosta. To misz-masz tuzina różnych języków, wrzuconych do kotła trolloków i zmieszanych z dużą dozą artystycznej fantazji. Dla większości czytelników to okej. Wrzućmy jeszcze więcej apostrofów. Dodajmy parę „z”, może kilka wielkich liter w środku słowa (HIja, patrzę na was, Klingoni). Przebrniemy przez to.
Jednak, jest mały procent z nas, który pragnie czegoś więcej. Ci, którzy próbują i uczą się Quenyi, ci którzy tłumaczą Facebooka na swój ulubiony conlang oraz ci z nas, których ciekawi, dlaczego Translator Google’a tłumaczy , „Ninte calichniye no domashita, Agelmar Dai Shan” jako japońskie „Rad jestem z naszego spotkania”.
Co możemy zrobić z Dawną Mową? Niewiele. Możemy powiedzieć, że brzmi pięknie i wykuć na pamięć tych parę zasad gramatyki i zawiłości językowych, które wymyślił dla nas Robert Jordan. Jednak, bez większego słownika, nie będziemy w stanie w niej mówić. „Wheel of Time Companion” zawiera wielki słownik, który może istotnie wspomóc takie wysiłki, ale wciąż jest tam jedynie około tysiąca słów, a wiele z nich technicznych (Mashadar nie jest zbyt pożyteczny, gdy podczas obiadu próbujesz powiedzieć bratu, by podał Ci masło). Przede wszystkim, używamy naszej wiedzy, by uczynić ten świat bardziej realnym, co jak wierzę, jest przyczyną tworzenia w pierwszym rzędzie.
Z drugiej strony, jeżeli zaczniemy dzielić włos na czworo i sprawdzać jak Stara Mowa jest używana w książkach, możemy też uczynić ten świat mniej realnym.
Można do tego doprowadzić na wiele sposobów. Pierwszym jest skupienie się na pojedynczych słowach, czy frazach i oznajmienie, że nie mają sensu w świetle naszej wiedzy o języku. Na przykład, jak już wypunktowali inni, Tia mi aven Moridin isainde vadin (“Grób nie jest żadną barierą na moje wezwanie”), nie zachowuje tego samego porządku słów, jak inne zdania z Dawnej Mowy, których Jordan używał wcześniej. Prawdopodobnie, dzieje się tak, dlatego, że Jordan po prostu nie myślał o składni Starej Mowy, kiedy pisał pierwszą książkę. Kochał języki – podobno w swoim gabinecie miał tuziny słowników i gramatyk. Jednakże, po pierwsze i najważniejsze, był pisarzem fantasy i czasem inne sprawy były stawiane wyżej, niż zastanawianie się nad ergatywną strukturą języka w poszczególnych przypadkach.
Inny przykład, to pojedyncze słowo, pochodzące z „Bastionów Mroku”, gdzie Faile wspomina jednego ze swoich przodków. „Nikiol Dianatkhah był pijakiem, jednocześnie będąc znanym, jako jeden z naszych największych królów”.
Dziwna sprawa. Nie potrafiłem odnaleźć żadnej innej nazwy, czy imienia, zawierającego fonem „kh”, nie z powodu braku wysiłków. Pojawiają się w innych językach fantasy, któż byłby w stanie zapomnieć ostrą krawędź dothrackiego arakha, żeby daleko nie szukać – ale nie znajdziemy ich w Dawnej Mowie. Jednak, w tym imieniu występuje. To może sugerować, że albo tamto imię jest rezultatem subtelnych zmian języka w Saldaei albo zostało zniekształcone przez wydawcę (przepraszam, Tor) albo Sanderson nie mógł się doczytać notatek Jordana, bądź sam je wymyślił. Co, jak sądzę, byłoby w porządku, biorąc pod uwagę fantastyczną robotę, jaką wykonał nad sagą. Mogło też być jedyne w swoim rodzaju i nikt przez całe życie Nikiego nie był w stanie wymówić poprawnie jego imienia – albo zwyczajnie jest przykładem słabego projektu języka autora. Skłaniam się ku ostatniej opcji.
W zasadzie, nikt nie przypuszcza, że ta seria ma precyzyjnie odwzorowywać rzeczywistość – wszyscy wiemy, że to fikcja, napisana przez autora, który skupiał się na coraz to innych jej aspektach, w miarę jak historia posuwała się do przodu. Jeśli nikomu nie drgnęła nawet powieka, przy lekturze Tolkiena, który nie stworzył żadnej przejrzystej waluty, kim jesteśmy, by oceniać Roberta Jordana, weterana i kolekcjonera fajek, który pozwolił nam spojrzeć na wzgórza pod kątem ataków kawalerii i nauczył nas, że istnieją fajki z bursztynowymi ustnikami? Ostatecznie, czyż Jordan, został zapamiętany jako ten, kto przetłumaczył dla nas całą sagę?
Czekaj, że niby co?
Tak. Cały ten czas, kiedy myśleliśmy, że Rand mówi po angielsku, w rzeczywistości mówił jakimś rodzajem Nowej Mowy. Robert Jordan nie słyszał po prostu muzy, gdy pisał, na bieżąco tłumaczył, co do niego mówiła.
Ponownie, kim jestem, by osądzać? Obrzydliwie skrupulatnym, utytułowanym lingwistą o ciasnym umyśle. A tak serio, nie sądzę, by te wymówki miały jakikolwiek sens. Skupmy się na regionalnych różnicach w Randlandzie i wiedząc jak normalnie funkcjonują fonologia i ortografia, przybliżmy powody, dlaczego wymówka Roberta Jordana o tłumaczeniu ich nie ucina.
Po pierwsze, porozmawiajmy krótko o tym, dlaczego nazwy są tak użyteczne, gdy próbujemy zrozumieć język. Onomastyka jest nauką o pochodzeniu i użyciu nazw własnych. Patrząc jak nazywają się miejsca i ludzie, możesz mieć całkiem dobre pojęcie, jak wygląda język mówiony ludzi mieszkających w danej okolicy. Zazwyczaj, to bardzo proste: Paryż, Lyon, czy Marsylia brzmią francusko, co ma sens, ponieważ wszystkie są miastami francuskimi. Boston, New Hampshire i Manchester, brzmią z angielska, gdyż Nowa Anglia została zasiedlona przez angielskich osadników. Podobnie, Connecticut, Nantucket i Massachusetts, są znacznie trudniejsze do wymówienia dla użytkowników angielskiego, ponieważ w ogóle nie są angielskimi słowami. Słowa te pochodzą z języka plemienia Wampanoagów.
Przyjrzyjmy się bliżej tym trzem mianom: Connecticut, Nantucket i Massachusetts. Słowa wyglądają i brzmią inaczej, niż inne tu przytaczane. Nawet na podstawie tych trzech przykładów, można powiedzieć, że występuje zbyt wiele „t”, „k” i „n”, jak na angielski. Dzieje się tak, ponieważ fonologia (czy też dźwięki) narzecza Wampanoagów jest inna. Teraz, można wysnuć teorię, że konstrukcja słów (nazywana morfologią) jest inna. Tutaj mamy przykład pisanego języka Wampanoagów: „Nooshum keskqut quttianatamanack hoowesaouk”. Biorąc pod uwagę nasze przykłady, jest to zgodne z oczekiwaniami! ( Dla ciekawych, to była kluczowa kwestia mojego żartu, „Jak odmówić Modlitwę Pańską w Massachusetts?”, jak dotąd nie znalazłem nikogo, kogo by śmieszył).
Powróćmy więc do Randlandu i Starej Mowy. Wspomniany wyżej przykład „kh” jest dobry do zrozumienia tego, co mam na myśli – fonem (fragment dźwięku) powinien sam nam powiedzieć, z jakiego języka pochodzi. Ale, w tym wypadku, nie robi tego. Najprawdopodobniej nie znajdziecie innego słowa, które używa tej kombinacji.
Niestety, nie jest to jedynie izolowany przykład. Moim najmniej lubianym słowem z całej serii jest cuendillar. Wiecie, że jest wymawiane z hiszpańskim „j”? Dlaczego? Illian nie jest wymawiane w ten sposób – jedynie cuendillar. Jak ostatnio sprawdziałem, w Randlandzie nie było żadnych Hiszpanów.
Weźmy również Przełęcz Niamh, krótko wspomnianą w „Ogniach Niebios” – wiecie, że prawdopodobnie wymawia się ją jako „nee-v”? Oto gaelickie słowo, oznaczające „księżniczkę” ( pisałem już o tym tutaj). Jordan musiał wrzucić nieco gaelickiego, ale nie można zwyczajnie wyrwać słowa z danego języka, nieobarczonego całą toną fonologicznego, ortograficznego i (w niektórych przypadkach) syntaktycznego bagażu. Na przykład, domashita brzmi dokładnie jak japońska forma czasownikowa – mashita, która występuje czasie przeszłym, w sformułowaniu 分かりました wakarimashita, “Zrozumiałem” (co po bułgarsku oznacza z kolei „gospodarzy”, ale już mniejsza o to).
Problem jest jeszcze bardziej złożony, dlatego właśnie chciałbym skupić się na imionach. Jeśli wszyscy mówią w tym samym języku, dlaczego ich imiona brzmią tak odmiennie?
Moiraine Damodred nigdy nie była mylona z Andoranką. Wszyscy Cairhiernianie mieli imiona takie jak Talmanes Delovinde, Barmanes Nolaisen, czy Colavaere Saighan. Wszyscy Andoranie z Dwóch Rzek nosili takie imiona, jak: Jac al’Seen, Jaim Dawry albo Ren Chandin. Przy imionach takich jak Brandelwyn al’Vere, nie byłbym zaskoczony, odnajdując również Billa Ferny’ego. Shienaranie nosili imiona, takie jak Easar Togita, Blaeric Negina, Joao, Qi, czy Ragan. Jest nieco ludzi, których miana wpasowują się w wiele kultur – skąd pochodzi, powiedzmy, Takima Deraighdin?Ale biorąc pod uwagę całość, jest bardzo łatwo powiedzieć, skąd jest dana osoba z Koła Czasu, patrząc na jej imię.
Można to określić oczywiście, również na podstawie jej akcentu. Seanchanie przeciągają, Illianie z zaśpiewem, natomiast ludzie z Dwóch Rzek w sposób odmienny od pozostałych Andoran. Oczywiście, nie słyszymy akcentów, gdy czytamy – mamy w tekście takie sformułowania jak „i powiedział z taireńskim akcentem”. Sanderson w pewnym momencie wspomina o „wiejskim akcencie Illian”, który chciałbym usłyszeć ( i co prowadzi do zastanowienia nad tym, dlaczego akcent jest słabiej zaznaczony w mieście, niż poza nim).
Okazjonalnie mamy farmerów brzmiących, jakby pochodzili z rejonu Appalachów, co mówi więcej na temat uprzedzeń autora, niż cokolwiek innego.
Wiemy, że w Starej Mowie również występują akcenty. Birgitte powiedziała Matowi, że “W jednym zdaniu jesteś Wysokim Księciem Eharoni, a w następnym Pierwszym Lordem Manetheren, perfekcyjny akcent i idiomy.” Wiemy również o różnicach w składni. Murandianie używają sztywnych konstrukcji, takich jak „”Pewnie i to nie Twoja droga, prawda?”, Tarabonianie uwielbiają skupiać się na temacie, a Illian ciężko traktować poważnie.
Aczkolwiek, żadna z tych różnic nie powinna być w stanie wyjaśnić problemu nazw własnych. Oczekujemy, że wszystkie nazwy będą zbliżać się do współczesnego angielskiego, nie ewoluować w stronę Cairhien, czy Tairen. Możemy przypuszczać, że tak się dzieje. Interesująca jest etymologia Far Madding – powiedziano nam bezpośrednio, jak Aren Deshar zmieniło się na Aren Mador, a ono na Far Madding. Wiemy, że prawdziwa nazwa Cairhien brzmi Al’cair’rahienallen, Wzgórze Złotego Świtu. Są to jednak wyizolowane przykłady i biorąc pod uwagę całość, mógłbym się kłócić, że ewolucja ku współczesnemu angielskiemu na Randlandzie nie zachodzi.
Robert Jordan lubił mówić o Dawnej Mowie podczas wywiadów. Konsekwentnie powtarzał, że wszyscy mówili nią podczas Wieku Legend, a po Pęknieciu nie starczyło czasu, by poszczególne populacje wytworzyły własne języki. Co każde tysiąc lat, następowała katastrofa, która scalała wszystkich na powrót, zapobiegając wszelkiej regionalizacji: wojny z Trollokami i wojna Artura Hawkwinga. I jak, dumał Lan w „Nowej Wiośnie”: „A teraz, blisko tysiąc lat po tym, jak padło imperium Hawkwinga, nadeszli Aielowie, paląc i zabijając. To musiał być wzór”. Co wywołuje całą tonę eschatologicznych pytań, lingwistyka na bok. Skomentował tak również najazd Seanchan. W „Sercu Zimy”, czytamy, że „Historia fascynowała Egeanin. Czytała nawet tłumaczenia z miriadów języków, które istniały, zanim zaczęła się Konsolidacja”.
Jednak, języki nie umierają, tylko dlatego, że ktoś podbija wasz kraj. Wówczas często zaczynacie zatrudniać tłumaczy. Tak, jeden język może mieć przewagę ze względów ekonomicznych, przez stulecia – czy też, w przypadkach, gdy większość populacji wymrze, rdzenne języki również umierają (jak język plemienia Wampanoagów, którym obecnie mówi około pięciu rdzennych użytkowników). Ale, powinny pozostać pozostałości pierwotnych języków na całym obszarze – szczególnie w zapadłych dziurach, jak wioski na południu Shienaru, gdzie zwykł bywać Hardan. Albo w Dwóch Rzekach. Bądź wśród Aielów.
Jordan daje nam kolejną wymówkę dla braku zmian w języku – prasy drukarskie. Były obecne od czasów Pękniecia i „zamroziły” wiele różnic językowych. Jednak, nie sądzę, by było to wystarczająco dobre wyjaśnienie i nie pasuje do tego, jak, według mojej wiedzy, działają języki. W Randlandzie nie znajdziemy wiele literatury. Jest tylko kilka książek i nie wydaje się, by było wiele szkół dla farmerów. Nie można efektywnie „zamrozić” języka przy użyciu książek, szczególnie, gdy nie wszyscy czytają. Musielibyśmy dysponować również paroma, takimi samymi prasami, operującymi w Arad Doman i Mayene, a poza „Podróżami Jaina Długi Krok”, nie mamy wystarczająco informacji, by orzec, czy to prawda, czy nie. Bez bibliotek publicznych, podejrzewam, że nie. Jordan wielokrotnie nawiązuje do Shakespeare’a – ale, jak wielu z nas zrozumie każdą linijkę „Coriolanusa”, bez słownika w dłoni? Albo „Beowulfa”? „Sir Gawain i Zielony Rycerz” również został napisany w pewnej odmianie angielskiego, ale, jeśli nie byłoby akademików takich jak Tolkien – tłumacz – mógłby teraz nie być w tak powszechnym odbiorze.
Stara Mowa stale jest opisywana jako bardziej złożony język, niż te, którymi obecnie mówi się w Randlandzie. W lingwistyce, jest to bardzo odważne stwierdzenie, jedynie w ciągu ostatnich kilku dekad naukowcy byli w stanie definitywnie ustalić, jak złożoność zmienia się złożoność języków. Oto dlaczego, upieram się, że ten świat nie jest homogeniczny, z powodu okresów intensywnego kontaktu, co tysiąclecie. Według lingwisty Petera Trudgilla, języki mogą stawać się bardziej złożone pod kilkoma warunkami:
[Zmiany wymagają]znacznych okresów czasu, aby mogła się rozwinąć i dokonać. Z mojego socjolingwistycznego, typologicznego punktu widzenia, wynika, że w dużych, silnie kontaktujących się ze sobą, niestabilnych społecznościach z luźnymi sieciami społecznymi, takie odstępy czasu są mniej prawdopodobne.Peter Trudgill, lingwista
Dla mnie, ma to sens i taki właśnie argument wysuwa Jordan – lecz nie wydaje mi się, by miał miejsce wystarczający kontakt, by nie wykształciły się odrębne języki, kłóciłbym się również, czy okres tysiąca lat nie jest za mały w tej skali czasowej. Spójrzmy chociażby na germańską rodzinę językową. Tysiąc lat temu, anglosaksoński był całkiem podobny do staronorweskiego, duńskiego i staroteutońskiego. Jednak, mówię po niemiecku i po dwóch latach spędzonych w Niemczech, wciąż nie byłbym w stanie powiedzieć: „Krew i krwawe popioły, trolloki grasują na naszych polach” bez szczególnego wysiłku.
W takim razie, w Świecie Koła, powinno być więcej języków, a nie ma. Występują akcenty i nieznaczne zmiany gramatyczne, ale nie wyjaśniają różnic w nazwach. Argumenty Jordana za jednojęzycznością są słabe – podboje nie są wystarczające, by wymusić jednojęzyczność na każdym, a literatura nie zatrzyma zmian w języku. Ostatecznie, współczesny angielski w Randlandzie, nie wygląda na nic podobnego do Starej Mowy, bo został dla nas „przetłumaczony”. Ze smutkiem opuszczamy świat, który ma mniej sensu, niż w momencie, gdy zaczęliśmy podziwiać realizm Dawnej Mowy.
Jednak, czy Starej Mowy również nie przetłumaczono? Tak właśnie zrobił Tolkien. Prawie wszyscy w jego książkach, mówią w Westronie, który czytamy jako angielski. Rohirrimowie mają swoją mowę, którą przetłoczono na staroangielski, by pokazać nam jak jest związana z Westronem. Robert Jordan nigdy nie powiedział, że przetłumaczył Dawną Mowę, ale mamy przesłanki, by tak sądzić. Na przykład, zemai, t’mat i oosgai brzmią jak kukurydza, pomidor i whisky. Zarośla nadra wspomniane przez Sandersona w „Bastionach Mroku”, wyglądają okropnie podobnie do słowa naddre, które w staroangielskim oznacza żmiję. Te słowa są zbyt podobne do ich późniejszych „potomków”, by być czymś innym, niż przodkami. Ale, czy Carai’al’Caldazar mógł kiedykolwiek zmienić się na “Za Czerwonego Orła!”? Wątpię.
W tym momencie, nawet najbardziej zawzięci językoznawcy wśród nas muszą zmierzyć się z prawdą: Robert Jordan był oczywiście bystrym lingwistą-amatorem, ale nie był uczonym – w pierwszej kolejności był pisarzem, a w drugiej lingwistą. Efektowna wymówka „Przetłumaczyłem to” nie była poważna, miała na celu powstrzymanie czytelnika od grzebania i znajdowania niekonsekwencji. Ponieważ, ostatecznie, nie mają one znaczenia. Ma znaczenie, że mamy przed sobą świat wypełniony historią i dziwami, słowami mocy oraz mądrości, rozbrzmiewającymi przez wieki. Zamiast podnosić rękę jak arogancki licealista, lepiej wznieśmy ramię do okrzyku wojennego Mata ( wiem, że parę razy w chwale unosiłem pięści w jego rozdziałach).
Chociaż, z pewnością zabawnie jest próbować i znaleźć dziury w całym, nieprawdaż?
Autor: Richard Littauer
Tłumaczył: Logain
Oryginalny tekst: Old and New Tongues: Constructed Languages and The Wheel of Time