Konkurs Nowa Wiosna – ROZWIĄZANY

Konkurs Nowa Wiosna zakończył się, po niewielkich perturbacjach, 31 marca. Wyzwanie podjęło kilka osób i spośród nich wybrałam dwie odpowiedzi które mi się spodobały najbardziej. Nagrody wędrują do PawłaJarka.

Bardzo Was proszę o przesłanie adresów do wysyłki nagrody na mail amyrlin@koloczasu.pl

Wszystkim biorącym udział w Konkursie bardzo dziękuję i życzę powodzenia w kolejnej rozgrywce.

Zwycięskie odpowiedzi:

Paweł – za wierszyk – krótki, ale trafiający w sedno.

„Gdyby Moiraine Lana nie spotkała,
na pewno długo by nie przetrwała.
Historia jej krótka by była i łzawa
Bo niebezpieczna jej była wyprawa.
Śmierć czyhała na każdym jej kroku
i bez czujnego Strażnika wzroku,
prędzej czy później poległaby srodze
i popuszczając fantazji wodze,
Randa Trolloki zaraz by zjadły,
nadzieje ludzkości wraz z nim przepadły.”

Jarek – za długą i wstrząsającą wizję, która na szczęście nie miała szans się spełnić.

Podczas wiosennego święta Bel Tine w Dwu Rzekach i na Polach Edmonda dochodzi do ataku hord Pomiotu Cienia. Krwiożercze Trolloki pod wodzą kilku Myrddrali niszczą wszystko i mordują każdego, kto stanie im na drodze. Jednym z takich miejsc jest gospodarstwo Randa al’Thora, z którego ledwo uchodzi z życiem. W trakcie napadu ginie jego ojciec Tam, gdy próbują razem przedrzeć się do burmistrza al’Vere i zaalarmować wszystkich. Rand z przerażeniem odkrywa, że większość domów płonie a walka trwa w najlepsze. Słyszy krzyki Egwene z jej domu, do którego dobijają się rozniecone pożogą Trolloki. Rusza na ratunek ukochanej, przez przypadek (lecz całkowicie nieświadomie) używa Jedynej Mocy, o której wielokrotnie słyszał z opowieści Thoma, wędrownego barda. Traf chciał, że akurat skorzystał z pomocy Ognia Stosu, który równocześnie z ohydnymi kreaturami unicestwił ojca Egwene. Po długiej i zażartej walce, w której prawie 3/4 gospodarstw legła w gruzach a więcej niż połowa mieszkańców straciła życie (wróg sądząc, że odniósł sukces, resztkami sił oddalił się), odbyła się narada. Ocaleni z Rady Wioski i Koła Kobiet wydali wyrok wobec Randa – ku rozpaczy Egwene – wygnanie. Nic dziwnego, bo nikt nie chciał mieć do czynienia z mężczyzną, który para się skażoną magią saidina, która jest zabójcza nie tylko dla niego, ale dla całego otoczenia.

Rand al’Thor przyjmuje z honorem wyrok. Wędrowny bard Thom Merrllin nie zgadza się z takim traktowaniem, gdyż uważa, że chłopak wykazał się odwagą w walce, a śmierć burmistrza była wyłącznie dziełem przypadku. Postanawia pomóc Randowi odnaleźć się poza rodzinną wsią. Podczas wieczornego pożegnania dołącza do nich niespodziewanie Matrim Cauthon, który zapragnął towarzyszyć jedynemu przyjacielowi po śmierci swej całej rodziny i Perrina Aybary. Nie wiedzą jednak, że ich śladem podążała zakapturzona postać…
Na pytanie Randa, dokąd mają się udać, Thom proponuje im Łzę, która leży na wybrzeżu Morza Sztormów. Na dodatek nie drogą na przełaj traktami, lecz drogą wodną. Najpierw wzdłuż rzeki Manetherendrelle, by dotrzeć do portu w Illian a stamtąd, jakimś statkiem, do ostatniego celu podróży. Chłopcy zgadzają się z takim planem i udają się prosto do sławnego w okolicy Białego Mostu.

Po dotarciu na miejsce, zatrzymują się na kilka dni w jednej z karczm w Białym Mieście, aby uzupełnić zapasy przed długą podróżą do Łzy. W tracie pierwszej nocy, w snach Randa i Mata pojawia się jakiś tajemniczy człowiek o płonących oczach. Początkowo uznają, że to koszmar, lecz gdy drugiej nocy śni im się dokładnie to samo (a sam człowiek wręcz zwraca się do nich po imieniu!) postanawiają opowiedzieć o tym Thomowi. Bard, wbrew temu, co mu podpowiada logika, wierzy im i po zabraniu w jakieś odosobnione miejsce wyjaśnia im, że to musiał być Ba’alzamon, i że najpewniej sam Czarny ma ich na oku. Postanawiają, że trzeciej nocy już nie zostaną w Białym Mieście. Opuszczają karczmę, wybierają pierwszy w okolicy statek-prom, który wyrusza do Illian. Kapitan Bayley Domon nie zadaje zbędnych pytań, kiedy otrzymuje kilka złotych marek od Thoma i rozkazuje załodze natychmiast odbijać od brzegu. To wszystko sprawia, że cała trójka uniknęła zasadzki ścigającej ich zakapturzonej postaci.
Niestety, kryjący się w cieniu Myrddral przekazał jej, dokąd odpłynęła łódź…

Do Dwu Rzek przybywa tajemnicza Błękitna Aes Sadai, którą z miejsca szokuje zastany widok. Zamiast spokojnej „mieściny” zastaje niemal zgliszcza oraz ludzi, próbujących uratować co się da z ruin. Pierwszej napotkanej osobie Aes Sadai przedstawia się, jako Moiraine Damodred i gorączkowo pragnie dowiedzieć się, czy mieszka tutaj chłopiec o rudych włosach. Nikt nie chce z nią zbytnio rozmawiać, jedynie Egwene z matką zapraszają ją pod swój dach i opowiadają, co się stało w Dwu Rzekach i w Polu Edmonda sprzed dwóch tygodni. Przyjazne nastawienie nowo poznanych osób sprawia, że Moiraine (oczywiście, bez naginania prawdy) wyjaśnia im, jaki był jej cel podróży, i dlaczego ta’veren w osobie Randa jest dla niej aż tak ważny. Prawdziwym zaskoczeniem dla niej nie było dowiedzenie się, że został wygnany, lecz to, że w walce posłużył się niszczycielską Jedyną Mocą. Po rozmowie Moiraine zatrzymuje się na noc w gospodzie „Winna Jagoda” nieżyjącego już burmistrza al’Vere, aby z samego rana wyruszyć w drogę powrotną do Białej Wieży w Tar Valon, siedziby wszystkich Aes Sadai z nowymi wieściami dla Zasiadającej na Tronie Amyrlin.

W nocy do drzwi Aes Sadai puka nieoczekiwanie Egwene, która rozpacza za zmarłą Wiedzącą z Pola Edmonda w ataku stworów – Nynaeve al’Mearą, która rzekomo rozpoznała w niej talent do uzdrawiania i nie wie, co ma dalej ze sobą począć. Moiraine wysłuchuje z uwagą płaczącej dziewczyny i dostrzega, że wspomniana zmarła „dzikuska”, jak Aes Sadai określają pewne kobiety dotykające Jedyną Mocą, dostrzegła w niej „iskrę” talentu. Na potwierdzenie swoich przypuszczeń, wspólnie „badają” niebieski kamyk, który Moiraine nosi wpięty w swe włosy. Po kilku próbach, gdy sama Egwene bez jej pomocy zmusza go do migotania, upewnia się, że dziewczyna z Dwu Rzek wyczuwa żeńską moc saidara i nadaje się na Aes Sadai. O ile Egwene zechce dobyć potrzebne nauki w Tar Valon, za zgodą jej matki. Dziewczyna obiecuje pomówić o tym z panią al’Vere z samego rana i poprosić o zgodę. O brzasku i z pianem pierwszego koguta, Moiraine zastaje spakowaną Egwenę na koniu przed gospodą „Winna Jagoda”. Bardzo cieszy się z takiego obrotu spraw i dołącza do niej. Pani al’Vere na koniec żegna swoją córkę i Aes Sadai. Potem wyruszają konno w drogę do Białej Wieży.

Rand i Mat próbują zabić jakoś nudę na statku Bayley’a Domona, poprzez pobieranie nauk kuglarskich od barda Thoma. Po pewnym czasie idzie im na tyle dobrze, że wzbudzają zainteresowanie wśród załogi, ku niezadowoleniu kapitana. Rand zadziwia ich popisami szybkiego wspinania się po takielunku a Mat żonglowaniem czym popadnie. Co drugi wieczór bard raczy wszystkich opowieściami i historyjkami, których nauczył się przez całe życie o dziejach i dawno zapomnianych krainach.
Podróż rzeką Manetherendrelle przestała być dla Randa przyjemna, kiedy któregoś dnia odkrył, że na statku nie ma ani jednego szczura. Jeszcze dziwniejsza rzecz zdarzyła się pewnej nocy, gdy wyszedł na pokład, na którym (oprócz niego) był jakiś marynarz. Stał tyłem do niego, przytakując oraz mamrocząc: „tak, Panie” lub „zrobi się, Panie”. Kulminacyjnym momentem tych zdarzeń był tajemniczy atak, gdy szedł za potrzebą. Nie zdołałby się obronić, gdyby nie nagłe pojawienie się Mata pod pokładem. Intruz wypada za burtę i niknie w ciemnej toni rzeki. Nikomu nie mówią, czego wtedy doświadczyli. Kapitan Domon ciągle wypytuje załogę za zaginionym marynarzem… którego nawet nie znał z imienia.

W Illian Randowi, Matowi i Thomowi udaje się zdobyć, ku ich uciesze, tanio miejsce na jakimś wielkim statku, który kursuje dość często do Łzy i z powrotem. Niebawem odkrywają, czemu bilety były tak tanie – kapitan praktykuje „upychanie” jak najwięcej ludzi w każdy zakamarek swojego pływającego przybytku. Na dodatek jest skory do hazardu, gdyż często ściga się z innymi kapitanami (ale nigdy z Ludem Morza, Atha’an Miere). Rand i Mat z niepokojem obserwują taki morski wyścig, gdy ich statek ledwo przepływa przez labirynt raf, unikając rozbicia się o skały dosłownie o włos. W oddali dostrzegają (przez moment) jakąś dziwną morską jednostkę, której żagle były jakby rozłożone z harmonijki lub ożebrowane. Thom wśród innych pasażerów rozpoznaje Padan Faina, który prosi o dyskrecję, gdyż płynie w celach handlowych i woli, jak sam przyznaje „nie wychylać głowy zza swego kaptura”. Mat powiadamia Randa, że wśród mew widział, o dziwo, kilka kruków…
Niedaleko Białej Wieży, Moiraine i Egwene zostają zaczepione przez Białe Płaszcze, lubiące droczyć się z Aes Sadai, pod dowództwem Geoframa Bornhalda i jego syna. Z nieprzyjemnej sytuacji wybawia ich nagłe pojawienie się królewskiego orszaku z andorańskiego Caemlyn. Przewodzili nim synowie królowej Tronu Lwa – Gawyn i Galad (wyruszyli, aby przekazać Amyrlin, że matka Morgase przyśle niebawem do Wieży swoją córkę Elayne na szkolenie). Obaj są oczarowani towarzyszką Moiraine i z ochotą zgadzają się odeskortować obydwie aż po same bramy Tar Valon.

Dalekomorski statek przybija do nadbrzeża Łzy z Randem, Matem i Thomem na pokładzie. Zaraz po przybyciu, Padan Fain udał się do Wysokich Lordów, aby pomówić z Samonem i wyjawić, któż kto taki przybył niedawno do Łzy. W całym mieście czuć atmosferę zbliżającego się świętowania z okazji rozpoczęcia Wielkiego Polowania na Róg, bo wszyscy mieszkańcy Łzy, Tairenianie, chcieli zobaczyć kolejnych śmiałków pragnących uganiać się za nieosiągalnym do tej pory skarbem. Na dodatek zwały błota sprawia, że poruszanie się ulicami jest bardzo utrudnione (jak zawsze). Thom kieruje swoich podopiecznych do jednej z jego ulubionych tawern, w której niejednokrotnie się zatrzymywał. Wieczorem rozpoczyna wygłaszanie swoich legend o Rogu Valere, przez co w tawernie robi się zbyt ciasno (i głośno!). Mat przysiada się do jednego z graczy przy stole, i pomalutku zaczyna wygrywać w kości. Rand przypatruje się mu, mimo chodem wsłuchując się w lokalne rozmowy. Dowiaduje się m.in. o Kamieniu Łzy, w którym rządzą Wysocy Lordowie, Smoku Odrodzonym i o jakimś… zagadkowym magicznym mieczu! W jego chłopięcych myślach, co nie jedną psotę sprowadziło, pojawia się pewien szalony pomysł…

Rand powiadamia Mata, że wychodzi, aby „pozwiedzać okolicę”, lecz przyjaciel jest tak zajęty grą, że tylko przytakuje, szykując się do kolejnego rzutu kośćmi. Bez trudu przedostaje się do swojego celu, wykorzystując wysokie dachy pobliskich domostw. Po chwili dostaje się na mury Kamienia Łzy, nie niepokojony przez ani jednego strażnika. Nie wie, że to pułapka Samona, w istocie Be’lal, jednego z Przeklętych Czarnego, do której ochoczo zmierza.
We wnętrzu fortecy, w wielkiej komnacie z kolumnami z czerwonego kamienia Rand znajduje skarb w postaci jaśniejącego Callandora. Wszystkiemu przypatrują się z ukrycia Be’lal i Padan Fain, niczym pająki nad skradającą się muchą. Przeklęty wyciąga przed siebie dłoń, przygotowując się na Ogień Stosu, którym unicestwi swego wroga, gdy tylko sięgnie miecza. Jednak Rand, ku zaskoczeniu Be’lala, ogląda przez moment Callandor, po czym odwraca się na pięcie i odchodzi. Rozwścieczony tym Przeklęty, nie czekając na wytłumaczenia Faina, strzela w niego wiązką jasnobiałego światła, która od razu wymazuje nędznika (który według niego zmarnował jego czas) ze Wzoru.
Przed obliczem Be’lala pojawia się Ba’alzamon z wielkimi syczącymi płomieniami w miejsce oczu i nakazuje mu ścigać Randa al’Thora, gdyż on naprawdę jest Smokiem Odrodzonym. Przeklęty rusza w pościg, lecz nie wie, że ze zwierzyny, sam stał się ofiarą. Rand przekradł się inną drogą wśród kolumn, omijając wroga szerokim łukiem. Dobywa magiczny miecz i atakuje wroga. Be’lal gnie nim zdołał cokolwiek zrobić. Śmierć Przeklętego szybko wyczuł pojawiający się Ba’alzamon, który bezskutecznie próbuje skłonić Randa na przejście na jego stronę. Po nieco dłuższej walce z demonem, mając potężny oręż, Ba’alzamon przestaje istnieć.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, krępująca magia całego Kamienia Łzy przestaje działać. W komnacie z czerwonymi kolumnami pojawiają się Wysocy Lordowie, otaczając Randa dzierżącego migoczący Callandor. Wszyscy padli na kolana, dziękując wybawcy za pozbycie się tyrana, który naginał ich wolę do swoich celów. Wśród nich Rand dostrzegł pewną ciemnowłosą niewiastę, która w swoim nieprzyzwoicie (zbyt kusym, ponad wszelką miarę) kostiumie, przyprawiła go o niespodziewany rumieniec. A na imię jej było Berelain sur Paendrag…

Dalsze losy świata zaczęły nabierać tempa. Wkrótce na zachodnim brzegu kontynentu, na Głowie Tomana, w Falme, ląduje zbrojna ekspedycja Seanchan. Bez większych trudności zajmują ziemię, podbijając okoliczne miasta i państewka. Wykorzystują w tym celu oddziały Sul’dam, mając na magicznych bransoletach zniewolone damane, które potrafią mocą saidara siać zamęt na polu bitwy i każdego nieprzyjaciela obrócić w nicość. Jako pierwsi przekonują się o tym Białe Płaszcze, którzy nie docenili swego rywala. Armia Seachan po opanowaniu zachodnich krain uderza na Amadicię, gdzie mieści się Forteca Światłości, stolica Synów Światłości. W przeciągu kilku dni oblężenia, dumna i wspaniała budowla ulega zniszczeniu. W akcji desperacji Lord Kapitan Komandor Białych Płaszczy rzucił do walki wszystkie siły, próbując zatrzymać, jak sam nazwał „pochód zniszczenia”. Zbrojni Smoka Odrodzonego przygotowywali się na najgorsze, szykując się na najazd nieprzyjaciół. Jednakże ocalenie przyszło niespodziewanie z innej strony. Niepokonana do tej pory armia Seanchan odnalazła niespodziewanie ruiny jakiegoś zapomnianego miasta, którego rozmiar oszołomił wszystkich. Miasto Shadar Logoth i sam Mordeth z miłą „chęcią” przyjęli w swoich progach tłum gości…

Pisał:
Jarosław „YaReX” Jankowski, 30.03.2018r.

0 0 głosów
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze